Skocz do zawartości
VERGILDH

Army Of Two: The 40Th Day

Rekomendowane odpowiedzi

8281129937f0f9b1.jpg

Tyson Rios i Elliot Salem powracają. Po zakończeniu współpracy z firmą SSC, bohaterowie otworzyli własną, paramilitarną korporację, nazywając ją po prostu T.W.O. W ogarnięciu papierkowego bałaganu pomagała im znana z pierwszej części serii Alice Murray, przy okazji udzielająca im wytycznych dotyczących wykonywanych przez nich misji (tak, tym razem pamiętam jak ma na imię owa niewiasta). Jakimś cudem, los zaprowadził ich do Szanghaju, gdzie czekała na nich standardowa, żołnierska fucha. Pech chciał, że trafili do (nie)właściwego miejsca o (nie)właściwym czasie, bowiem całe, potężne miasto, padło ofiarą doskonale zorganizowanego ataku terrorystycznego. W tej niefortunnej sytuacji, dwójce naszych podopiecznych nie pozostało więc nic innego jak przywdziać charakterystyczne stroje, chwycić za broń i podjąć rozpaczliwą próbę ucieczki ze zrujnowanej aglomeracji.

Mimo, że na pierwszy rzut oka, chłopacy nie zmienili się ani trochę, to nowe okoliczności zmuszają ich do absolutnego zachowania powagi. W mieście bowiem rozgrywają się iście dantejskie sceny, przywodzące na myśl najlepsze filmy katastroficzne. Dookoła wszystko się wali, budynki przewracają się jeden po drugim, spadają samoloty, wszędzie wybuchają eksplozje. Słowem, Szanghaj jest w ciągłym ruchu i pozostawanie zbyt długo w jednym miejscu mogłoby skończyć się dla nich tragicznie. Jak łatwo można się domyślić, gra w stosunku do pierwszego Army of Two zrobiła się o wiele poważniejsza. W momencie, w którym życie bohaterów jest w niewyobrażalnym niebezpieczeństwie, nie ma miejsca na żarciki czy podstawianie towarzyszowi nogi. Zastanawiam się, czy naprawdę jest to zaleta The 40th Day, czy dość istotna wada, gdyż „luzacki” klimat wcześniejszych przygód dwuosobowej armii, ulotnił się bezpowrotnie. Tym samym, zniknęły etapy w których zasiadaliśmy za sterami pojazdów lub szybowaliśmy w przestworzach na spadochronie, zasypując przeciwników gradem pocisków. Na szczęście, wciąż znalazło się tu miejsce na tak zwane „Back to Back”, czyli momenty, w których bohaterowie stają do siebie plecami, ostrzeliwując nacierających zewsząd przeciwników. Szkoda, że ponownie jest ich naprawdę niewiele, gdyż znakomicie wpływają na odbiór gry.

f4e6a7102a50e031.jpg

W przeciwieństwie do pierwszego Army of Two, akcja gry rozgrywa się tylko i wyłącznie na terenie jednego miasta. Misje nie fundują więc graczom wycieczek po rożnych zakątkach świata, a scenerie nie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Niemniej, na nudę nie sposób narzekać, bowiem w trakcie tych sześciu krótkich godzin, jakich potrzeba na ukończenie kampanii, bohaterowie odwiedzą na przykład utrzymaną w typowo „chińskich klimatach” świątynię, szpital, czy chociażby wnętrze zrujnowanego drapacza chmur. Mimo, że przyświecający nam cel jest jasny jak słońce, to jednak droga do niego usłana jest urozmaicającymi rozgrywkę przeszkodami. Twórcy poszli w końcu po rozum do głowy i bardzo postarali się o to, by osoby dzierżące pady nigdy się nie nudziły. Przede wszystkim, o nacierających na nas ze wszystkich stron przeciwnikach, nareszcie można powiedzieć, że zostali wyposażeni w sztuczną inteligencję. Starają się atakować nas z flanki, nie wbiegają nam pod lufy i widząc zbliżającego się bohatera, próbują uciekać z jego pola widzenia. To samo tyczy się naszego, sterowanego przez konsolę, towarzysza, którego ostrzał stał się teraz niesamowicie skuteczny, a w momencie, w którym gracz zostanie ranny, nie stoi nad nim jak kołek, bądź nie ciągnie go przez pół mapy, lecz próbuje ukryć się z nim za najbliższą osłoną i doprowadzić do znośnego stanu. Warto przy tym pamiętać, że sama wymiana ognia jest teraz o niebo przyjemniejsza, ze względu na świetny cover system. Wystarczy podejść do elementu otoczenia, za którym chcemy się ukryć, by bohater sam przy nim przycupnął, chowając się za lecącymi w jego kierunku pociskami.

Jakby tego było mało, w The 40th Day wielokrotnie natkniemy się na wybory o charakterze moralnym, mające wpływ na dalszy przebieg fabuły. Pozostawimy przy życiu człowieka, który próbował nas zdradzić, czy zabijemy go, zgarniając przy tym dodatkową pulę gotówki? Oprócz tego, nierzadko przyjdzie nam stanąć (lub nie) w obronie więzionych przez terrorystów cywili. Warto nadmienić, że konsekwencje naszych wyborów poznajemy niemal od razu, dzięki rewelacyjnie zrealizowanym, animowanym cut-scenkom, ukazującym dalsze perypetie spotykanych przez nas postaci. Małe, a cieszy.

17ccfd639d86af46.jpg

Gruntownym zmianom została poddana współpraca bohaterów, stanowiąca niejako wizytówkę serii. Nasi podopieczni wielokrotnie będą zmuszeni do rozdzielenia się, by po jakimś czasie spotkać się w punkcie docelowym, dostając się do niego całkowicie różnymi drogami. To właśnie w tych momentach, przydatna okazuje się kamera, jaką każdy z nich ma zintegrowaną z noszoną przez siebie maską, pozwalająca na obserwowanie poczynań przyjaciela. Nie wyobrażacie sobie nawet, ile frajdy daje ujrzenie przeciwnika pozbawianego właśnie głowy przez skrywającego się spory kawałek od nas kumpla-snajpera. Jeśli natomiast poczujemy, że mamy naprawdę dosyć strzelania, i przydałaby się nam chwila odpoczynku, zawsze możemy zagrać w kamień – papier – nożyce.

Do tej pory nie wspomniałem o rewelacyjnie wręcz zrealizowanym „sklepie”, w którym w wolnych od strzelania momentach, możemy zaopatrzyć się w nowy sprzęt czy poddać modyfikacji posiadane przez nas giwery. Nie bez powodu, na pudełku z grą widnieje napis, że oto oddano nam do dyspozycji najbardziej zaawansowany system ulepszeń broni, jaki do tej pory pojawił się w grach. Czekających na sprawdzenie akcesoriów mamy istne zatrzęsienie, co po części jest zasługą tego, że komponenty z poszczególnych modeli karabinów możemy ze sobą łączyć. Zamontowanie kolby z M4 do G36C? Nie ma problemu. Wyposażenie klasycznej „maszynówy” w celownik snajperski? Proszę bardzo. Zintegrowanie shotguna z klasycznym SCAR-15? Droga wolna. Oprócz tego, możemy również wpływać na wygląd naszej broni, wybierając jedno z kilkudziesięciu dostępnych „malowań”. Zarówno opcji jak i wpływającej na nasze konto gotówki, jest w drugim Army of Two znacznie więcej niż poprzednio, co ma niebagatelny wpływ na identyfikację z bohaterem i noszonym przez niego ekwipunkiem.

0294afe54de74096.jpg

Licznych usprawnień doczekał się również system GPS, pokazujący nam teraz nie tylko drogę do celu, ale i zaznaczający napotykanych przez nas przeciwników, ukazując nam przy tym ich rangę. To ostatnie jest szczególnie przydatne w momentach, w których próbujemy zakraść się do jakiejś „grubej ryby”, by użyć jej jako żywej tarczy, lub zmusić jej kompanów do poddania się. Delikwentów możemy wtedy posłać do piachu lub związać i zostawić na pastwę losu. To samo tyczy się również naszej postaci – wiele razy będziemy mieli okazję do pozornego poddania się i uklęknięcia przed przeciwnikami, by uśpić ich czujność i dać przyjacielowi odrobinę czasu na zajęcie wygodnej pozycji i ostrzelanie ich z ukrycia.

W stosunku do pierwszej części serii, oprawa graficzna uległa znacznej poprawie. Najbliższe otoczenie i modele postaci bogate są w cieszące oko detale, a zarówno animacje ruchów jak i eksplozji to absolutny majstersztyk. Co prawda, tła odrobinę kuleją, a od czasu do czasu, produkcji zdarzy się postraszyć aliasingiem, jednak w ogólnym rozrachunku, The 40th Day wygląda naprawdę dobrze, nie mając się czego wstydzić w obliczu multiplatformowych tuzów gatunku.

Podobnie ma się sprawa z warstwą dźwiękową, której tak samo jak w przypadku pierwszej części, nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Soundtrack świetnie oddaje klimat wojennej pożogi, wprowadzając nieco przygnębiającą (momentami aż za bardzo) atmosferę, wystrzały i wybuchy brzmią dokładnie tak jak należy, a aktorzy podkładający głosy bohaterom wywiązali się z powierzonego im zadania wprost rewelacyjnie.

e2ae757cfabbc1a9.jpg

No więc, warto czy nie warto? W przypadku pierwszej części serii, sprawa wcale nie była taka oczywista, bowiem gra bardzo wyraźnie stawiała na tryb Cooperative. The 40th Day jednak, potrafi dostarczyć naprawdę niezapomnianych wrażeń zarówno pojedynczym, jak i posiadającym towarzystwo graczom. Twórcy poprawili niemal wszystko, do czego można było się przyczepić przy okazji poprzedniego Army of Two: od odrobinę skopanej mechaniki, przez cover system i monotonną rozgrywkę, której obce były takie terminy jak „adrenalina” czy „efekty specjalne”, po oprawę graficzną. Szkoda tylko, że tytuł można ukończyć już przy tak zwanym „pierwszym posiedzeniu”, ale, jak powszechnie wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. Niemniej, Army of Two: The 40th Day z czystym sercem polecam każdemu, kto poszukuje efektownego, niesamowicie grywalnego shootera TPP, gdyż dołączając ten tytuł do kolekcji, na pewno się nie zawiedzie.

Grafika – 8+

Dźwięk – 9

Grywalność – 8+

8+

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×