Skocz do zawartości
mr. Foo

Shaun White Snowboarding

Rekomendowane odpowiedzi

No, wreszcie na łamach boardu pojawia się moja "najnowsza" recka (napisana jakieś 2 miechy temu). Pierwotnie miała się ukazać w Play-Zin'ie, ale projekt ostatecznie padł i póki co stoi pod znakiem zapytania (kto wie, może kiedyś?). Moim skromnym zdaniem jest to jedna z moich bardziej udanych recenzji. laugh.gif W każdym razie - miłego czytania!

335949ps_500h.jpg

Shaun White Snowboarding

ROTFL – Rolling On The... Snow?

Kiedyś, na początku kadencji zasłużonego PlayStation 2 pojawiła się dobrze rokująca seria. SSX – bo taką nazwę nosiła kojarzona przez graczy z dłuższym stażem „sportówka” - była na tamte czasy jedną z lepszych przedstawicielek swojego gatunku. A już na pewno nie miała sobie równych wśród gier, traktujących o snowboard'zie. W zasadzie ciężko było wtedy o godnego rywala z uwagi na małą ilość gier, pozwalających nam na bujanie się na zaśnieżonych stokach. I nic w tym dziwnego – jeszcze te 10-15 lat temu „śnieżna deska” w wielu rejonach była sportem niszowym, przeznaczonym dla wybrańców i hardkorów (z certyfikatem z holiłud).

Teoretycznie rzecz biorąc, po tylu latach sport ten powinien nabrać rozpędu. I tak też się stało, ale niestety nie na naszym rynku. Po świetnym SSX Tricky, seria stopniowo ewoluowała, pozwalając graczowi na coraz to bardziej odjechane akcje, otwierając coraz to nowsze możliwości. Potem pojawiła się „Trójka”, po niej On Tour (wersja na PSP i PS2), a następnie SSX Blur, w pełni obsługująca magiczne funkcje kontrolerów Wii. A potem... Potem nastąpiła ciemność. Niczym w Biblijnej przypowieści o końcu świata – nie było niczego. SSX zniknął, wyparował, pozostawił wszystkich swoich fanów w niewiedzy, bez godnego następcy.

Tym bardziej ucieszyłem się na wieść o nowym projekcie Ubisoft: Shaun White Snowboarding. „Taaak” - pomyślałem - „Ta gra wreszcie da mi się wyżyć na wirtualnej desce”. Jako fan SSX'a i snowboard'zista z kilkuletnią karierą, z SWS wiązałem spore nadzieje. Rozległe, rozwidlające się trasy, licencje i znane marki, rozbudowany multiplayer, w końcu znany ze wspomnianej wyżej serii od EA, arcade'owy styl jazdy – imponujące combo. Niestety, ale jak to bywa często z nowymi markami, także i Shaun nie uchronił się przed licznymi wpadkami. Pierwsze recenzje przedstawiały grę jako „niezłą”, ale nic ponadto. Dlatego też do tytułu podchodziłem z odpowiednim dystansem, na chłodno kalkulując zarówno elementy punktujące na jej korzyść, jak i te, które nie do końca zagrały. Jak to się prezentuje w całości? Zapraszam do recenzji.

No to jadziemy.

Zaraz po odpaleniu gry i przebrnięciu przez wszystkie Trade Marki, Copyright'y i inne nazwy własne dewelopera, wita nas nieźle zmontowany filmik. Na ekranie wyświetlane są scenerie, w jakich przyjdzie nam szusować, a w tle słyszymy komentujący to wszystko głos. Już na wstępie okazuje się, że naszym guru i głównym oponentem zarazem, jest nie kto inny, jak sam Shaun White (a to heca!). Całą historię (niezwykle skomplikowaną i oryginalną) należy zacząć jednak od początku. Jako nieopierzony snowboarer przybywamy na stok, aby trochę poszaleć, zaszpanować i wyrwać kilka lasek. Po nieudanym skoku i upadku z dużej wysokości, naszym zamroczonym ślepiom ukazuje się niewyraźny obraz Shaun'a. Mistrz najwyraźniej jest pod wrażeniem naszej odwagi i postanawia przedstawić nas reszcie swojej załogi. Są nimi: Alex (pilot helikoptera), Enkai Nakido, Lars, Badger oraz Harley. Nie mają oni większego wpływu na dalszą rozgrywkę, ale samo ich wprowadzenie i przedstawienie graczowi od razu pokazuje, że gra została zrobiona „z jajem”. Wracając już do głównego wątku: jako nowy ziomek i podopieczny Shaun'a, naszym zadaniem jest wspiąć się na wyżyny naszych możliwości, pobić wszystkich rywali stojących na naszej drodze i ostatecznie strącić z tronu samego króla stoku – Shauna White'a (tak, te nazwisko jeszcze wielokrotnie pojawi się w tym tekście).

Beer drinkers & Hell raisers

Przy każdym jednorazowym odpaleniu gry, zmianie lokacji itp. czynnościach, zamiast wyświechtanego i denerwującego napisu „Loading”, autorzy dają nam możliwość rozgrzewki przed właściwą rozgrywką. Przed nami pojawia się nasza postać, zjazd i wielki halfpipe. Możemy na nim kręcić dowolne triki, czekając na wczytanie się wszystkich danych. Plusik dla twórców.

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz mój hiroł pojawił się na stoku, cały wykreowany przez Ubisoft Montreal (deweloper) świat uderzył we mnie z pełnym impetem. Muzyka, Słońce, świeży śnieg, ludzie szalejący na deskach, a w środku my, w pełnym ”rynsztunku” i gotowi do boju. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się duży uśmiech. Sama idea otwartego świata jest godna podziwu i pasuje do tej gry idealnie. Musicie bowiem wiedzieć, że w SWS możemy dowolnie, niemal bez przeszkód się poruszać. Jeżeli spodoba nam się któraś z mijanych hopek i nie zdążyliśmy się obok niej zatrzymać – nie ma problemu. Możemy zdjąć deskę i podejść pod górkę, w miejsce, które nas interesuje. Ponadto autorzy nie ograniczyli się do jednej góry. Ba!, oddano nam do dyspozycji aż cztery scenerie: Alaskę, Park City, Europę i Japonię. Sam sposób, w jaki się przemieszczamy po górach (każda jest podzielona na trzy części) jest dość oryginalny. Możemy oczywiście chodzić na własnych nogach, ale na dłuższą metę mija się to z celem. Możemy także wsiąść na wyciąg górski, przemieszczając się pomiędzy kolejnymi stacjami – daje nam to duże pole manewru. Jednak najszybszym, najwygodniejszym i najefektowniejszym środkiem transportu jest helikopter. Dzięki niemu w kilka sekund dostaniemy się na sam szczyt, efektownie z niego wyskakując i lądując w miękkim puchu. Potem już czeka nas tylko dzika szarża na złamanie karku.

Sam zjazd na desce również oscyluje w liczne atrakcje. W SWS nie ma sztucznego podziału na menu, w którym wybieramy eventy. Aby wziąć udział w którymś z turniejów, musimy odpowiedni odnaleźć, jeżdżąc po trasach. Przykładowo, aby wziąć udział w turnieju, który znajduje się na samym szczycie, musimy najpierw dostać się do helikoptera, który czeka u podnóża góry. Z tamtąd odlatujemy w wybrane miejsce i jedziemy prosto do celu. Brzmi skomplikowanie, ale w praniu wypada naprawdę nieźle. Same zadania dzielą się na mn. tradycyjne wyścigi, zawody na railach/murkach/poręczach/itp, slalom między tyczkami, czy zwyczajne punktowanie trickami. Za wygrane pieniądze możemy kupować nowe kurtki, spodnie, rękawice i inne el. ubioru lub też nowe deski, które z kolei wpływają na nasze statystyki. Musicie bowiem wiedzieć, że wszystkie te słupki opisujące przyczepność, wybicie, czy szybkość naszych blatów, to żaden pic na wodę. Tutaj naprawdę mają one duży wpływ na gameplay. Główne kategorie desek to: freeride (las, głęboki puch i dziewicze tereny), freestyle (głównie stok) oraz park (hopy, raile, snowparki etc.). Dlatego też czasem warto jest wrócić z nowym sprzętem do starszych event'ów i spróbować zdobyć maksymalną notę (cztery gwiazdki), przyznawaną za przejazd. Satysfakcja gwarantowana.

Głównym czynnikiem motywującym nas do robienia postępów są zadania, powierzane nam przez Shauna. Musimy po kolei zdobywać monety (po cztery na każdej górze), dodatkowo dostając specjalne moce. Są nimi: umiejętność przebijania się przez lodowe ściany, super szybkość, oraz wysoki skok (a'la Małysz). Pozwalają nam one na dostanie się do nowych miejscówek, co z kolei wprowadza pewien element eksploracji. Zdobycie wszystkich „znajdziek” punktuje patronatem samego White'a na prestiżowych zawodach. Wygranie w nich z kolei upoważnia nas do wyzwania samego czempiona. I tutaj pojawia się pierwszy – i to całkiem spory – minus; do dziś nurtujące mnie pytanie: „Co dalej?”. Po pokonaniu mentora gra nie oferuje w zasadzie żadnej ciekawej alternatywy. Można występować w kolejnych zawodach, zarabiając pieniądze i kupować sobie nowe ciuszki, ale tych tak naprawdę nie ma zbyt wiele i ja już w połowie gry nie zaglądałem do sklepiku. Można też żyłować wszystkie dostępne event'y – Trophy Hunter'zy będą mieli ręce pełne roboty. Ale nie zmienia to faktu, że po przebrnięciu przez ”karierę” nie mamy już nic do roboty. Z fizyką nie ma tragedii, ale czasem zdarzy się grze jakaś niemiła, niewyjaśniona, wręcz podchodząca pod miano „paranormalne”, wpadka.

Natomiast to, co może się spodobać, to liczne marki: Burton, Forum, Nitro i wiele innych. Do tego kurtki i inne zimowe ciuchy znanych, rozpoznawalnych marek – niepozorne szczegóły, a cieszą. Jeżeli połączymy to z intuicyjnym i naprawdę dobrze zmontowanym sterowaniem, wychodzi gra, w którą naprawdę można się wczuć. Nie będę opisywał tu jakiej czynności przypisany jest dany klawisz – wypada to na tyle naturalnie, że sami powinniście sobie z tym poradzić krótko po rozpoczęciu gry. Słowo poświęcę tylko jeszcze rozgrywce multiplayer. Należy wiedzieć, że autorzy mieli ambicje stworzenia plastycznego środowiska, które w dużej mierze ograniczone jest jedynie naszą wolą. Z poziomu gry singleplayer w każdym momencie momencie możemy połączyć się z serwerami Ubisoft i wyszukać naszych przyjaciół bądź losowych graczy. Dzieje się tak za sprawą magicznych właściwości d-pada – wystarczy kilka kliknięć i z impetem wjeżdżamy na stoki pełne ”żywych” snowboardzistów. Inicjatywa godna pochwały, niestety frajda z takiej jazdy sprawdza się połowicznie. O ile zabawa z dobrym znajomym, posiadającym headset wypada naprawdę nieźle, o tyle próba nawiązania kontaktu z nieznajomymi zazwyczaj kończy się fiaskiem. Bo i nie ma takiej potrzeby – owszem, możemy wyzwać graczy na pojedynek, ale na dłuższą metę jest to nudne i mało urozmaicone zajęcie. I nawet możliwość rzucania śnieżkami w innych niczego tu nie zmienia.

Altair White

Shaun śmiga na podrasowanym silniku znanym nam z Assasin's Creed. Całość nie powala na kolana, ale też nie prezentuje się źle. Jak na grę w pełni traktującą o snowboardzie, śnieg wygląda tu nieźle, ale nic ponadto. Wyraźnie widać smugi pozostawiane po deskach, przy bieganiu „na piechtę” natomiast zostawiamy za sobą ślady po buciskach. Słońce cały czas świeci i nie ma mowy o zmiennych warunkach pogodowych. Szkoda, bo w takiej grze idealnie sprawdziłaby się nieoczekiwana zamieć, lub nocna jazda przy halogenach. Trasy pełne są naturalnych rail'i (zwalone drzewa) i hopek lub poręczy. Wszystkie cztery góry już na pierwszy rzut oka różnią się od siebie. Na przykład taka Alaska wyraźnie zdominowana jest przez gęste lasy i małe domki, podczas gdy w Japonii ujrzymy liczne snowpark'i oraz niebo upstrzone kolorowymi, dmuchanymi pokemonami wielkości domu jednorodzinnego. Wspomnę jeszcze o ładnie oddanym efekcie lawiny, którą możemy wywołać zjeżdżając z lodowców – uciekając przed nią można się poczuć jak prawdziwy desperado.

Całość utrzymana jest w pogodnych, ciepłych barwach, a więc graficy mieli tu duże pole do popisu. Czy udało im się wywiązać z zadania? Zdarzają się liczne wpadki, jednak całość prezentuje się raczej pozytywnie. Na wyróżnienie zasługują modele postaci (ładne i naturalne) oraz pieczołowicie oddane ciuszki i sprzęt – widać, że inspirowane rzeczywistymi kolekcjami/modelami.

Średniowieczny wywar z klasyki, g**na i gumi-jagód.

O muzyce wiele napisać się nie da. Najtrafniejszy odnoszący się do niej epitet to: nierówna. Momentami można się naprawdę zdziwić - takie klasyki, jak „Barracuda” (Heart), „(Don't fear) the Reaper” (Blue Öyster Cult), czy „Rock Box” (Run DMC) są mieszane z mn. metroseksualnym Metrostation i innymi „tuzami gatunku”. Naprawdę, nieczęsto serwowane nam są takie wybuchowe mieszanki – wymowne „What The Fuck?!” co jakiś czas dawało mi się we znaki.

Co innego dubbing, czy odgłosy towarzyszące jeździe. Shaun White ze swojego zadania wywiązał się pierwszorzędnie i od razu możemy się przy nim poczuć w pełni wyluzowani. Czasem rzuci jakimś żarcikiem, czasem sam się zaśmieje i przez całą grę trzyma poziom. Podobnie reszta naszej ekipy i osób, które spotykamy na stoku. Widać również, że autorzy kierując się ideą przystępnego tytułu, nie pominęli tu kwestii muzyki. Podczas jazdy na bieżąco możemy zmieniać piosenki, a nawet edytować listę odtwarzanych utworów (tutaj w roli głównej d-pad, podobnie jak przy odpalaniu multiplayer'a).

White Power, Snow Power!

Shaun White Snowboarding jest grą nietypową. Pod wieloma względami innowacyjna i dająca masę frajdy, co chwila jednak przypominająca nam o swoich niedoskonałościach. Największy ból zdecydowanie sprawiają liczne niedopracowania i wiele wpadek już przy samych założeniach i podstawach gry. Gdyby przebudować tryb kariery tak, abyśmy byli w 110% absorbowani – gra od razu zyskałaby na żywotności. Wydłużając tryb kariery, można by też pokusić się o przemodelowanie trybu online, bo drzemie w nim zaskakująco duży potencjał. Nie dokońca pojmuję również, czemu służyć mają na wpół działające dodatki (edytor nagranych filmów, bez możliwości dzielenia się nimi z innymi – serwery Ubisoft odmawiają współpracy). Gdyby wyeliminować te wszystkie mankamenty, ocena końcowa byłaby o jedno, może nawet dwa oczka wyższa, aspirując do miana najlepszej gry snowboard'owej na rynku.

Czego jednak bym jeszcze nie napisał, muszę przyznać, że przy nowym IP Ubisoftu bawiłem się przednio. Gra potrafi pozytywnie zaskoczyć: począwszy od niespełnionych obaw o niedopracowane sterowanie (nie tak dobre jak w SSX'ie, ale wciąż intuicyjne), po całkiem niezłą jakość strony technicznej. I nawet pomimo licznych rozczarowań, z niecierpliwością czekam na zapowieć sequela – wszakże SWS został bardzo ciepło przyjęty, sprzedając się na całym świecie w nakładzie 3 milionów kopii. Mam również nadzieję, że pośredni następca gry, niedawno zapowiedziany Shaun White Skateboarding, ustrzeże się przed błędami starszego brata. A póki co mogę jedynie namówić Cię, drogi czytelniku, do sięgnięcia po grę z nazwiskiem Rudzielca w tytule. Pora jest niemal idealna, bo niedawno mieliśmy okazję wyszaleć się na prawdziwych stokach. Teraz, w oczekiwaniu na od dawna zapowiadaną wiosnę (oby!), możemy na spokojnie, w zaciuszu własnych domów, pośmigać na wirtualnej desce.

Grafika: 7+ / 10

Dźwięk: 7= / 10

Gameplay: 7 / 10

Ocena: 7+ / 10

Plusy:

  • Otwarty świat;
  • Licencje;
  • Możliwości;
  • Sterowanie, model jazdy;
  • Poziom trudności;
  • Tryb online...

Minusy:
  • ...niestety, tylko częściowo;
  • Liczne niedopracowana;
  • Czasem muzyka;
  • Kariera!;
  • Nieprzemyślana;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×