"NIER" czyli co się stało że "gra z dupy" stała się moim top 5 tej generacji a wiele osób ją olało...   http://www.youtube.com/watch?v=y2nPvrOZVGc   Tu jedynie mogę się utwierdzić w przekonaniu jak również was że lubię dziwne gry... Jako że większość z forumowiczów nie czyta moich tekstów nawet do połowy już tu napiszę – nie ma oceny końcowej, kupcie i sprawdzicie ten tytuł gdyż wart jest wydanej każdej złotówki... A teraz dla garstki czytających artykuły od A – Z zapraszam do poznania tego dziwnego a zarazem pięknego dzieła...Zapraszam do magicznego świata NIER...   "Muzyka łagodzi obyczaje"   Zacznę całkowicie z dupy strony skoro na początku myślałem że gra będzie "z dupy". A to za sprawą soundtracku który zdobył moje 100% uznanie i bez niego gra wiele by straciła ze swojej magicznej i specjalnej otoczki.... Bardzo bym was prosił o jedno.. Czytając ten tekst puszczać sobie w tle ten link, może to was jeszcze bardziej wczuje w cały klimat i otoczkę jaką ta gra oferuje...   http://www.youtube.com/watch?v=22L5hPLZWb0   Lekko nastrojowo się zrobiło nie sądzicie... Pozostańmy przy muzyce z gry, gdyż wypada ją przez chwilę opisać. Mamy tu do czynienia z iście epickim ost'em który sprawia że specjalnie nie wychodzi się z lokacji aby jeszcze przez chwilę posłuchać któregoś z motywów muzycznych i tak np: chociaż miałem zwrócić dawno temu zadanie do miasta, tak siedzę sobie na jego skraju aby do naszej "wiochy" tylko nie wejść i daje pieścić swoje zmysły delikatnym motywem z pięknym kobiecym wokalem który serwuje mi w tym momencie Nier.. Zapewne zaraz do niego (tego utworu) dojdziecie jeżeli puściliście sobie jak was prosiłem link do pełnego soundtracku a jest to na nim 2gi utwór... Oczywiście perełek ost'owych jest tu o wiele więcej i kiedy trzeba gra nas całkowicie rozluźni muzycznie a kiedy na ekranie zaczną dziać się niepokojące rzeczy typu jakieś twisty fabularne lub walki z wielkimi maszkarami ta zmieni się nie do poznania dając nam wprost epickie motywy z chórem w tle...   "Czym jest Nier – jest obleśny, wulgarny i w pierwszym momencie wydaje się niegrywalny"   Takie myśli mną zawładnęły kiedy po raz pierwszy odpaliłem ten tytuł.. Nie dajcie się zwieść pierwszym, bardzo dziwnym i mało zrozumiałym dla graczy pocżątku gry który zapowiada strasznego przeciętniaka z gatunku - tępawy slasherek w bardzo brzydkiej otoczce – gra nią absolutnie nie jest ... W tym momencie postaram się wam przybliżyć jak patrzę na tą generację konsol a jest to bardzo przykre spojrzenie szukające wśród was czytelników zrozumienia... Nowe konsole (tzn. Curent geny) postawiły zupełnie na inne doznania do jakich zdążyły mnie do siebie przyzwyczaić poprzednie generacje – teraz zamiast wciągającej i głębokiej fabuły gracze wolą biec jednym korytarzem przez około 5 godzin, gdzie wszystko dookoła wybucha a my jesteśmy świadkami totalnie patriotycznej amerykańskiej rozpieduchy gdzie ważne ile "arabusów" i "złych rusków" starci życie... Cóż, pieniądze, czasy i tendencja uwstecznienia gracza sprawia że gry po których mamy czas aby głęboko zastanowić się nad ich sensem odchodzą daleko w dal a recenzenci patrzą na nią jedynie z zewnątrz nie czując tego co ma do zaoferowania w środku. A jest to moim zdaniem ich podstawowy błąd gdyż patrząc kategoriami recenzja – człowiek nie powinien popadać w schematy tylko opisywać swoje wewnętrzne odczucia po kontakcie z danym tytułem a coraz częściej odnoszę wrażenie że pismaki tak samo jak gracze popadają w jakieś dziwne mentalne cofnięcie się w rozwoju...Dlaczego piszę o tym wszystkim się zastanawiacie? Otóż ten tytuł jak totalnie żaden inny został przez społeczeństwo recenzenckie oraz graczy skrzywdzony łatką "brzydka = niegrywalna" a to że po jej ukończeniu zastanawiałem się nad sensem istnienia i miałem wewnętrzne przemyślenia na temat uczuć przedstawionych w grze... Nadal sluchacie linka któy wam na samym początku wstawiłem?? BARDZO DOBRZE :) gdyż teraz przejdziemy do bardziej pozytywnego tekstu czyli do opisu samej gry...   Zapowiada się dosyć sztampowo – ot główny bohater (nazwijmy go Nier gdyż sami możemy mu przypisać imię i nie ma takowego narzuconego) walczy z jakimiś przerośniętymi cieniami z których się sączy się jakaś czerwona maź delikatnie przypominająca krew... Wciskamy ten x przez bite 15 minut zastanawiając się co nas skłoniło do zakupu gry... Po tej przydługiej wstawce akcja przenosi się w czasie o ładnych kilkaset/kilka tysięcy lat przód i tym samym od tego momentu robi się jedynie ciekawiej tym bardziej że nadal gramy tą samą postacią ... Co się okazało... Nasza ziemia została praktycznie całkowicie wyludniona przez toczącą nas zarazę natomiast sam jej wygląd zaczął przypominać bardziej średniowiecze pomieszane z postapokalipsą – gdzie wielkie drapacze chmur stały się tajemniczą świątynią a resztki cywilizacji które znaliśmy my bardzo trudno dostrzec w grze gołym okiem... Wracając do protagonisty. Nasz "Nier" ma córkę która jest śmiertelnie chora i cierpi... Niestety nie znaleziono lekarstwa na straszną zarazę która zabiła 99.999 % naszej populacji i co gorsza Yonah (imię naszej córki) własnie takowa zaraza zjada... Ojciec pragnąc ulżyć cierpienia swojej młodej ukochanej pierworodnej stara się znaleźć lekarstwo na jej śmiertelną chorobę przeżywając przygody.. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się sztampowe do bólu ...Jak dobrze że tylko na początku... Bohaterowie oraz npc których przyjdzie nam spotkać to indywidua których głębia fabularna zjada wszystko co spotkaliście do tej pory: Kaine – piękna, wulgarna i samotna "wojowniczka" która została skrzywdzona w przeszłości... Zastanawia też to to co kryje pod kusą spódniczką ;) przebija wszystkie jrpgi tej generacji i ich głównych tym samym nijakich protagonistów razem wziętych... Czy "gadająca książka" Grimoire Weiss – jego sarkastyczne/czarne poczucie humoru oraz cięty język (jakkolwiek kto brzmi kiedy mamy na myśli "gadające księgi") sprawia że chcemy go słuchać na okrągło... Do tego dochodzi cała masa postaci niezależnych gdzie każda z nich żyje własnym życiem posiadając swoje prywatne problemy oraz duszę – my często możemy im pomóc wykonując dla nich zlecenia/questy a jest ich w sumie kilkadziesiąt (ale o gameplayu za chwilę)...   Chwila przerwy – i jak nadal słuchacie tego co wam zapodałem w początkowym linku?? tak?? Super to lecimy dalej...   "dlaczego nowy fajnal ssie a nier błyszczy" Podsumowując fabułę. Na jej podstawie można by było napisać książkę i to bestseller... W trakcie gry zobaczycie cenę jaką przyjdzie zapłacić ojcu który kocha swoją córkę, jak przyjaźń staje się naszym największym wrogiem i zgubą, czy zadamy sobie podstawowe pytanie.. Czym jest dobro a czym zło... Sprawiając że po tych 30 godzinach spędzonych z grą, fabuły nie będziemy obserwować – ona zostanie przez nas wessana/wchłonięta sprawiając że nie będzie siły aby odebrać nam pada... Mało tego kończąc nier po raz pierwszy zobaczymy jedynie podstawowe zakończenie które nam zbyt wiele nie wyjaśni a dopełnieniem całej otoczki i fabuły będzie parokrotne ng+ które totalnie zmieni oblicze tej świetnej produkcji, co chwilę zadając nam coraz więcej znaków zapytania i tłumacząc tym samym wcześniej napoczęte wątki... Aby było śmieszniej sama historia tu przedstawiona z założenia jest ciężka – pełna bólu utraty bliskich osób, cierpienia jednostki czy całego świata ale podana w tak relaksacyjny sposób że grając w nier człowiek odpoczywa psychicznie jedynie kontemplując fabułę na najwyższym poziomie... Tytuł kiedy załapie się bakcyla przechodzi się sam a my jedynie obserwujemy ciąg wydażeń... Czy Nierowi uda się uratować córkę, czy z tego świata znikną cienie które nas wybiły, czy mozliwe jest aby tak brzydka graficznie gra była podana tak subtelnie że masz ochotę ją "polizać" oraz w końcu czy naprawdę Kaine taka fajna dupa ma penisa ;) ... Tego wszystkiego oraz o wiele więcej wątków zostanie rozwianych kiedy włożycie krążek z nier do napędu i wczujecie się w wykreowany świat tak samo jak ja... Więc moi drodzy z jednej strony mamy do czynienia z grą bardzo ambitną fabularnie oraz poruszającą wiele bardzo trudnych do przedstawienia kwestii a z drugiej wszystko zostało podane z taką lekkością że przeciętny Kowalski relaksuje się przy kontakcie z tytułem i wchodzi w ten świat zatracając się w nim... Pytanie brzmi – dlaczego ta gra nie nazywa się final fantasy XIII, dla mnie osobiście byłby to prawowita kontynuacja wybitnej za czasów psxa serii... Pewnie wszystko robiło się o budżet studia oraz to jak tytuł wygląda z zewnątrz i właśnie o tym za chwilę...   "o gejpleju słów kilka czyli mało istotny szczegół w tym wypadku"   Samą grę dosyć trudno podpiąć i wpierdzielić do jakiejś szufladki... Z jednej strony przede wszystkim jest to rpg akcji w skośnookim stylu z drugiej gra którą się przeżywa przypominająca doznania płynące z gier studia thatgame company... System walki to mieszanina slashera właśnie z action rpg.. Nasz bohater rąbie mieczem krótkie comba, używa do magii swojej "gadającej księgi/przyjaciela" w jednym oraz często ma u boku jakiegoś dodatkowego towarzysza którym steruje npc... Wydaje mi się że skromny budżet tego przedsięwzięcia sprawił również najbardziej dręczącą ten tytuł przypadłość o niewdzięcznej nazwie backtracking... Oglądając początkowo mapę świata mamy wrażenie że jest sporo krain do zwiedzenia... Niestety guzik prawda gdyż po około 3 godzinach byliśmy już wszędzie a pchająca nas dalej wspaniała fabuła sprawia że każde miejsce zwiedzimy po około 8 razy robiąc tam wymagane przez system zadania do ukończenia tytułu i.. Na dłuższą metę dosyć męczące gdyż ile można patrzeć na te same lokacje... Zwiedzimy między innymi 4 miasta, 2 kopalnie, parę łąk i polan, nawiedzoną rezydencję i 2x ruiny i to chyba wszystko... Szkoda że square przy wybitnych dziełach zaciska pasa a kiedy pusta chociaż nie tak zła wydmuszka o nazwie ffXIII nadal jest kontynuowana zjadając własny ogon... Bardzo mocną stroną tytułu są natomiast zadania dodatkowe których jak wspominałem wcześniej jest kilkadziesiąt i tym razem nie zawsze polega na przyniesieniu 5kg kartofli starszemu panu ze sklepu z bronią... Oj polecam pewnego questa o starszej pani która zamieszkuje starą latarnię i wypatruje powrotu swojego męża... To co gra robi z naszym umysłem gdy kończymy to około 20 minutowe zadanie poboczne przechodzi ludzkie pojęcie... Kolejny raz wrócę do naszych rozkmin fabularnych tego tytułu... To jak Nier dojrzale podchodzi do tak trudnych tematów jak poświęcenie, śmierć, przyjaźń czy ojcostwo sprawia że nie sposób o tytule zapomnieć... Oczywiście naszym głównym przeciwnikiem jest wspominana od początku zaraza która ucieleśniła się w formie cienia (stwory zwą się "shades") oraz co jakiś czas mamy przyjemność z obcowaniem, z wielkim bossem którego ubicie wymaga od nas znalezienia słabego punktu, wykazaniem się odrobiną zręczności oraz zakończenie jego żywota efektownym finisherem... Ale jak piszę od początku nie gameplay jest tu wisienką na torcie ale cały świat i otoczka przedstawiająca nier... Dla tych co tu dotarli (jesteście jeszcze ze mną? ;) ).   ps. Nadal słuchacie tej świetnej muzyki?? - bo ja tak ;)   "fuuuuuuuuuuuuu ale to brzydkie"   Wróćmy do dyskusji na temat tej generacji... Co dla dzisiejszego szarego gracza jest najważniejsze? Spiesze z osobistą odpowiedzią na ten temat, którą zaobserwowałem czytając pisma/fora/ lub oglądając programy o tematyce szeroko pojętego gameingu... Otóż grafika! Jak najbardziej realistyczna przedstawiająca najczęściej 10000 rodzajów śmierci/ animacji / scryptów wybuchających i najlepiej jeszcze przy akompaniamencie wnętrzności czy realistycznego do bólu otoczenia i wszystko to musi jeszcze się nie zacinać... I nie ważne co dany produkt sobą zaprezentuje i jak się będzie długo go trzymało w serduchu ten z wspaniałą grafiką najczęściej dostaje noty bliskie ideałowi.. Hype na takowe produkcje sięga jakiś chorych fanboyowych zapędów i nagle dostajemy prawie zawału na wieść że zaraz nastąpi premiera tej pięknej graficznie wydmuszki najczęściej... W aspekcie czysto Nier'owskim... Ta gra jest brzydka jak noc i nie oferuje totalnie nic w tym względzie.. Ba wygląda jak średni przedstawiciel minionej generacji... Design też nie do końca pieści moje podniebienie ale co zrobić jak i tak ją kocham... A prawdziwi gracze niech nadal się podniecają wielkimi hitami od wielkich firm dla wielkich ludzi, ja mam swoje brzydkie kaczątko które pokochałem jak własne dziecko i pomimo szkaradnej oprawy rodem z roku 2000 mam do tego tytułu wielki osobisty sentyment...   "kończ waść – wstydu oszczędź"   Ja mały zdunek jestem w tej grze zakochany i pozostanę tej miłości wierny jeszcze przez lata... Gry niekoniecznie muszą powodować atak padaczki paletą kolorów przy kolejnych wybuchach i ukazaniem każdej zmarszczki czy celulitu na ciele jakiejś grubej postaci niezależnej w wielkich sanboxowych hitach... Jest to kolejny tytuł absolutnie nie dla każdego ale myślę że ten kto doczytał tekst aż tu już leci do sklepu po swoją kopię gry... Tym bardziej że jest to gra do wyrwania za absolutne grosze a po jej przejściu poczujecie się spełnieni, zaciekawieni i jacyś tacy pełniejsi w środku... Ja w każdym razie rzadko kiedy (heh w tych czasach prawie niemożliwe) czuje po przejściu jakiegoś tytułu że czegoś nowego się nauczyłem... Ten tytuł uczy... Uczy podejścia do bardzo trudnych spraw i życzę wam abyście przeżyli go tak samo jak ja... Nie oceniam bo i po co... Robiły to inne serwisy bez zastanowienia dając jej etykietkę słaby średniak.. Straszni ignoranci...   ps2.kiedy skończyliście czytać ten tekst i nadal słuchacie soundtracku to wiedzcie że to gra dla was... ps3 przed sekundą dopiero poprawiłem błędy za które przepraszam.