Skocz do zawartości
TRaCeGuitar

Kanapowy Gitarzysta czyli Rocksmith wpada na salony…

Rekomendowane odpowiedzi

Jako że premiera nowej wersji Rocksmitha coraz bliżej, postanowiłem podzielić się z wami moimi przemyśleniami na temat pierwszej części.

Chciałbym też zauważyć że nie jestem profesjonalistą jeżeli chodzi o pisanie ani nie umiem ubierać myśli w słowa (jak Zdun ), dlatego proszę o szczere opinię :)

Miłej lektury.

 

CutwaterWork_Feature_RocksmithMonkey.jpg

 

Na samym początku uprzedzam, że jako maniak gitarowy, patrzę na tą grę bardziej “technicznym” okiem, niż zwykły casualowy gracz, dlatego m.in. bardziej mnie boli błąd w akordach, o którym piszę poniżej.
 
 
Rocksmith gra która bawi i uczy…taaaa…
 
Jednym ze sloganów reklamujących Rocksmith’a był “.(…)dzięki tej grze nauczysz się grać na prawdziwej gitarze”. Zanim jednak zacznę pisać cokolwiek dalej, chciałbym zdementować te “plotki”.
Rocksmith nie nauczy nikogo grać a jedynie pomoże zacząć wspaniałą przygodę. Wszystko do czego dojdziemy tak naprawdę zależy od nas.
 
Trochę historii na początek.
 
SCPS45422F.JPG
 
Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy na japońskich automatach pojawiła matka i ojciec części gier muzycznych. Mowa tutaj o Guitar Freaks.
Z założenia miał on być prostym symulatorem gry na gitarze: wszystko co mieliśmy, to plastikowa gitara na której umieszczonych było kilka guzików udających struny.
Cały ten patent na zabawę w gitarzystów podłapało później studio Harmonix, dzięki czemu otrzymaliśmy takie marki jak Guitar Hero i RockBand na większości dostępnych platform.
Na początku opierało się to na tej samej mechanice. W naszym kierunku, na wirtualnym gryfie leciały kolorowe kółeczka lub kwadraciki. Zadanie polegało tu na naciskaniu przycisków odpowiedzialnych za daną strunę, kiedy odpowiedni znacznik był blisko końca gryfu.
Patent prosty i mało skomplikowany ale dający duże pole do popisu.
W późniejszych wersjach gry doszły takie bajery jak “whammy” za pomocą których mogliśmy zmieniać brzmienie długich nut, “tapping” czyli klikanie samych kolorowych przycisków bez uderzania przy tym w guzik udający struny przy mostku i “slide’y” czyli akcje polegające tylko na przejechaniu palcem z jednego miejsca w drugie ( do którego potrzebna była nowa wersja gitary z dodatkowym panelem na plastikowym gryfie ).
Do praktycznie każdej części gry zostały wydane DLC z dodatkowymi utworami do grania.
Później można było importować poprzednio kupione utwory do nowszych części.
Mimo wielkiego zainteresowania graniem na plastikowych gitarach, oczekiwano też czegoś więcej. I tak oto w 2011 roku Ubisoft pokazał wszystkim nowy wymiar “zabawy” który miał też pomóc rozwijać hobby milionów ludzi. Mowa tutaj o grze Rocksmith.
 
Prosty pomysł w nowym wcieleniu.
 
rocksmith4.jpg
 
 
Gra którą zaserwowało nam Ubi w 2011 roku miała spełnić dwa wymogi.
Pierwszy opierał się na tym żeby dawać tyle frajdy ile seria GH i RB. Drugi, żeby pomóc gitarzystom na starcie swojej gitarowej przygody, ewt. zainteresować tych nie mających do tej pory styczności z tym instrumentem.
Na początku dodam że główną różnicą między GH/RB a Rocksmith’em jest fakt że do grania w tego ostatniego potrzebujemy prawdziwej gitary. Może być to dowolna gitara z wejściem jack ( elektryk,bass itp itd ) która utrzymuje strój minimum przez kilka godzin grania.
Niestety, jeżeli komuś “gitara nie stroi”, to z gry nici, ponieważ Ubi zaimplementowało tuner gitarowy który sprawdza strój gitary przed rozpoczęciem każdego kawałka. Wiec pierwsza zasada Rocksmitha jest prosta, gitara nie stroi – nie pograsz.
Drugą największą różnicą między grą Ubi a grami Harmonix jest to, że o ile w GH/RB do zabawy wystarczyło 6 kolorowych guzików które odpowiadały za struny, tak w Rocksmith’cie mamy do ogarnięcia tyle guzików ile jest dźwięków na gryfie naszej prawdziwej gitary.
Tak, zgadza się, w Rocksmith musimy zasuwać po całym gryfie naszej gitary.
Na samym początku zabawy to może brzmieć okrutnie i strasznie, ale nic bardziej mylnego gdyż Ubi umieściło w grze system “skalowania” piosenek pod względem nut i prędkości.
Wszystko w skrócie polega na tym ,że im lepiej gramy, tym więcej nutek pojawia nam się na naszym wirtualnym gryfie i szybciej one lecą. Najwyższa prędkość to taka w której gramy już utwór w całości dźwięków.
Teraz prawdopodobnie myślicie sobie “no spoko, im lepiej gram, tym więcej nutek i większa prędkość, ale skąd mam kurde wiedzieć co,gdzie i jak naciskać?!”. Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta :) . Podczas gry nie mamy pokazanego całego gryfu a jedynie urywek z kilkoma progami. Dzięki czemu wiemy na jakich progach możemy spodziewać się nutek ( oczywiście kamera będzie przeskakiwać płynnie między pozycjami na gryfie żeby nie ograniczać zabawy tylko do jednego miejsca ). Do tego każdy kwadracik symbolizujący nutkę posiada odpowiedni kolor który jest przypisany do danej struny.
 
“Zanim wyruszysz w podróż musisz…”
 
…przejść początkowy samouczek. Tak, zgadza się. Gra nie pozwoli nam wskoczyć od razu na ścieżkę gitarowych Bogów dopóki nie skończymy tzw. tutoriala. W nim nauczymy się podstawowych rzeczy takich jak : trzymanie kostki, uderzanie w struny itp itd. No i najważniejszego, czyli naszego pierwszego Rocksmith’owego riffu. Za dużo nie będę się tutaj rozpisywał ponieważ gra wszystko wam pokaże a teraz przejdziemy do drugiej zasady Rocksmith’a czyli…
Play It Fucking Loud ! ! !
Kiedy już ogarneliście podstawy i narrator dopuścił was do zabawy, pora odkręcić “poty”* na gitarze i głośność w telewizorze na fulla i dać czadu !.
Rocksmith oferuje nam kilka trybów zabawy. Pierwszy jest standardowym trybem kariery w którym ogrywamy kolejne kawałki, za które dostajemy punkty i odkrywamy kolejne poziomy.
Całość odbywa się w prosty sposób. Dostajemy różne zaproszenia na eventy w których musimy odegrać kilka utworów przygotowanych przez grę. Piosenki te oczywiście możemy dowolnie zmieniać i jeżeli nie podoba nam się setlista to możemy wybrać sobie inne z aktualnie posiadanych. Dostępna też jest opcja Master Event którą odblokowujemy po opanowaniu w 100% kilku kawałków. Master Event od Regular Event różnią się tylko jednym bardzo ważnym szczegółem. Podczas ME leci jedynie ścieżka dźwiękowa. Dobrze czytacie, ME wystawia nas na prawdziwą próbę i sprawdza jak opanowaliśmy dany numer. Nie mamy żadnej podpowiedzi co i jak zagrać, nasz gryf nie jest atakowany kolorowymi znacznikami i wszystko musimy grać z pamięci.
Podczas naszej gitarowej przygody będziemy mogli odblokować różne bajery, takie jak: nowe gitary,struny,efekty,wzmacniacze itp itd. Oczywiście za samo przejście każdego utworu dostaniemy tylko podstawowe rzeczy. Checie więcej ? To musicie się postarać.
Kolejnym trybem jest co-op który tutaj hucznie jest nazwany “multiplayer”. Niestety nazwa jest strasznie myląca ponieważ nie uświadczymy w grze multi w standardowym tego słowa znaczeniu. Jedyną opcją jest granie na splitscreenie na tej samej konsoli z podłączoną drugą gitarą.
 
“(I Can’t Get No) Satisfaction“
 
Krótko o dostępnych w podstawce utworach.
Wg mnie zostały dobrane żeby zaspokoić każde gusta, znajdziemy tutaj wszystko od “Santany po Szatany”. Więc nie musicie się martwić o to że nie traficie na coś co lubicie.
Kawałki można zagrać na trzy sposoby: single note: gdzie gramy pojedyńcze dźwięki jako gitara solowa, chord arrangements gdzie odgrywamy partie gitary rytmicznej, składające się przeważnie z akordów i powerchordów oraz wersje wymieszaną gdzie akordy/powerchordy połączone są z pojedyńczymi dźwiękami gitary solowej**.
Gra pozwala nam na granie prawie wszystkich kawałków od samego początku, oczywiście są też takie które trzeba odblokować spełniając różne wymagania podczas wystepów.
 
Więcej tutorialów!
 
Poza opisanymi wyżej trybami Rocksmith oferuje jeszcze minigierki i samouczki.
Tutoriale pomagają nam nauczyć się wykonywać różne techniki gitarowe, takie jak: hammer on/pull of, bendy, slide’y itp itd. Dzięki opanowaniu ich na złoty medal ( poza oczywiście pucharkiem jeżeli kogoś to interesuje ), przyswoimy w większym stopniu podstawy wykorzystywane w wielu utworach. Wszystko odbywa się jak podczas grania normalnych utworów, z tą różnicą że nie gramy żadnego konkretnego kawałka a zestaw ćwiczeń.
Im lepiej nam idzie, tym więcej zagrywek z daną techniką otrzymujemy.
Przedostatnim trybem o którym będę pisał, są wspomniane wcześniej minigierki.
Nie będę opisywał ich dokładnie ponieważ nie chce nikomu do końca niszczyć zabawy z odkrywania smaczków Rocksmith’a ;) .
Pomogą nam rozwinąć różne umiejętności przydatne w grze na gitarze takie jak kostkowanie obustronne albo slide’y, w troche bardziej zaawansowany sposób niż tutorial.
Oczywiście pomogą nam też nauczyć się podstawowych akordów i szybkiego przeskakiwania między nimi.
Wszystko w bardzo przystępnej i czasami nawet zabawnej formie.
Moją ulubioną jest walczenie z hordami zombie za pomocą uderzenia akordów pokazanych na ekranie.
 
 
Konsola jako własna sala prób…
 
Rocksmith posiada jeszcze jedną bardzo fajną opcję o której zapomniałem wspomnieć.
Free Play mode. Ubisoft zaimplementował w grze wiele symulacji wzmacniaczy,kostek,gitar itp itd, dając nam możliwość dowolnej konfiguracji tego całego sprzętu. Wszystko odbywa się w bardzo prosty i przyjemny sposób, otóż zostajemy wpuszczani do witualnej niewielkiej sali prób gdzie do wyboru ( w odpowiednich zakładkach ) mamy sprzęt który odblokowaliśmy podczas kampanii solowej. Dzięki tej opcji jesteśmy w stanie ustawić własne brzmienie i cieszyć się nim nie tylko w kawałkach dostępnych w grze ale także podczas prostego jammowania.
W tym trybie Rocksmith stara się zastąpić nam nasz normalny sprzęt grający i daje tyle samo możliwości kreowania dźwięku co zwykła gałkologia na wzmacniaczu i efektach podłogowych***.
Tryb sprawdza się świetnie jeżeli nie mamy czasu i miejsca na rozstawianie naszych wzmaków i efektów. Do tego wszystkiego dochodzi nam zmienianie brzmienia naszej gitary za pomocą wyboru jednej z dostępnych w grze symulacji.
Arsenał dostępny w tym trybie ( jak i w singlu oraz minigierkach ) jest bardzo duży.
Samych efektów gitarowych mamy ponad czterdzieści i prawie tyle samo gitar.
 
Take me Down to the paradise city where highway to hell is the stairway to heaven…
 
Jak wiadomo żadna gra nie jest idealna, tak samo jest z Rocksmith’em.
Niestety problemy mogą się zacząć już przy pierwszym odpaleniu.
Na pierwszy ogień idzie problem z lagiem. Jeżeli nie posiadamy telewizora z opcją “gra” lub nie podłączymy dobrze nagłośnienia pod konsole, bedzie widoczne opóźnienie między tym co gramy a tym co jest pokazane na ekranie. Wyszedł patch który miał to naprawić ale niestety nie pomaga to u wszystkich ( mimo że sam nie miałem tego problemu).
Kolejnym minusem jest niedopracowanie w wykrywaniu akordów; często się zdarzało że grając jakiś kawałek za lekko docisnąłem strunę podczas akordu. Gra tego jednak nie wykryła i zaliczyła mi akord jako udany, pomimo tego, że sam słyszałem swoją pomyłkę.
Za inny błąd można uznać skalowanie piosenek. O ile na początku prawie nie ma nutek do grania tak po chwili może ich się zrobić nagle za dużo.
Problem dotyczy wielu piosenek i niestety jest nie do przeskoczenia. Będziecie musieli być gotowi na to że grając chociażby kawałek Claptona, na początku będzie wam szło idealnie a później zostaniecie nagle zasypani tyloma dźwiękami że nie dacie rady za pierwszym razem nawet spojrzeć co,gdzie i jak do was leci.
 
Prawdziwe wyzwanie…
 
Samo ogrywanie kawałków dostępnych w grze nie będzie stanowiło aż tak wielkiego wyzwania jakbyście na początku myśleli. Jeżeli naprawdę chcecie poddać swoje umiejętności próbie to polecam ( ten jeden raz ) zagranie dla trofeów. Tak, zdobycie niektórych wymaga od nas opanowania umiejętności na bardzo wysokim poziomie. Jeżeli nie wierzycie mi, to sami to sprawdźcie. Są takie które zdobyło tylko 1% graczy i nie jest to platyna.
Mimo że brzmi to dziwnie to jest to prawdą. Jeżeli uda wam się zdobyć pucharki dla wszystkich minigierek w Rocksmith, będziecie bardziej niż “dobrze przygotowani” do wyruszenia w prawdziwą muzyczną podróż. Nauczycie się szybko wymiatać solówki, przeskakiwać między akordami jak szaleni, bendować dźwięki żeby później zagrać harmonię przechodzącą w improwizowane solo i wiele wiele innych rzeczy…
 
Trochę dodatków…
 
Rocksmith tak samo jak seria GH i RB doczekał się dodatków DLC, które rozszerzają repertuar dostępnych utworów do zagrania oraz sprzętu. Wszystko jest za w miarę przystępną cenę i oferuje dodatkowe godziny zabawy. Mimo wszystko jeżeli ktoś nie chce kupować DLC to nic nie straci ponieważ jak już mówiłem wcześniej, Rocksmith to gra w której każdy znajdzie coś dla siebie.
Całkiem niedawano do arsenału doszła gitara bassowa i aranżacje, wzmaki i efekty przygotowanie specjalnie dla tego sprzętu. Dzięki temu bassiści też mogą się cieszyć dobrodziejstwem gry.
 
Brać czy czekać?
 
Rocksmith obecnie dostępny jest na PC,Playstation 3 oraz Xbox’a 360. Każda z wersji daje taką samą frajdę. Oczywiście wersja na PC nie posiada w ogóle problemu z lagami tak jak może to mieć miejsce w wersjach konsolowych.
Na ostatnich targach E3, Ubisoft zapowiedziało wersję 2014. Ogólnie będzie to polegać na tym samym co wcześniej, ale dostaniemy też opcje jammowania z wbudowanym w grę zespołem ( czego obecna wersja nie posiada ).
Dlatego jeżeli ktoś jest cierpliwy może spokojnie poczekać rok i kupić rozszerzoną wersję gry ( oczywiście lepiej pograć już w obecną dzięki czemu łatwiej będzie w wersji rozszerzonej ).
 
Rocksmith-2014-Edition-logo.jpg
 
( Niby ) Ocena…
 
Reasumując, Rocksmith jest grą wartą uwagi. Dzięki niej wielu będzie miało łatwiejszy start na drodze do zostania wirtuozem gitary. Ci którzy jednak nie mają aż takich ambicji, dalej mogą świetnie spędzić przy tym tytule czas i podszlifować swoje kanapowe umiejętności.
Jak już wspominałem, raczej nie nauczy nikogo grać na gitarze ale może bardzo pomóc.
W łatwy i przystępny sposób pokaże nam podstawowe akordy,skale i techniki które będziemy mogli używać i szlifować do momentu perfekcyjnego opanowania.
Dostępne utwory zaspokoją potrzeby spokojnych grajków jak i ostrych wymiataczy, a minigierki sprawią że będziemy czuli że sam Bóg rzucił nam wyzwanie.
Według mnie największą jednak radość sprawi nam rywalizacja z drugą osobą na podzielonym ekranie, gdzie udowodnimy, że Demon Gitary jest tylko jeden.
Na sam koniec powiem tylko tyle, pamiętajcie o drugiej zasadzie Rocksmitha !
 
*pot – pokrętło w gitarze, którym albo podkręcasz głośność, albo zmieniasz barwę dźwięku
 
** – polecam poczytać na wujku google z rysunkami, gdyż wytłumaczenie tego “na sucho” sądzę, że wiele nie wniesie
 
*** gałkologia na wzmacniaczu i efektach podłogowych – umiejętność ustawiania dowolnego dźwięku na wzmacniaczu i efektach gitarowych
 
Recenzja By TRaCeGuitar.
  • Like 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie się czytało recenzję. Kilka dni temu zakupiłem (i otrzymałem) pierwszą swoją gitarę elektryczną i zaczynam swoją przygodę z tym instrumentem i z Rocksmith. Jestem głodny wiedzy o Rocksmith a taka recenzja jest bardzo smacznym daniem, szczególnie od znającej się na rzeczy osoby. Tego mi było trzeba, ponieważ aktualnie z powodu świąt jestem z dala od konsoli z Rocksmith. Jakby co, to ja poczytam więcej :), nawet o Rocksmith 2014 :).

Jeśli chodzi o mnie, to w planach mam, spróbować splatynować Rocksmith'a. Może brzmi to górnolotnie, szczególnie gdy naczytałem się w sieci i w Twojej recenzji, że platyna jest ogromnie trudna, ale jeśli to się nie uda to chociaż spróbuję, zdobyć jak najwięcej trofeów. Ciągnie mnie do tego, a to pociągnie skuteczniejszą nauke na gitarze. Za jakiś czas pewnie znajdą się świetnie okazje cenowe na Rocksmith 2014, to zaopatrzę się również po jakimś czasie w edycję 2014.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×